Obserwatorzy

poniedziałek, 31 grudnia 2018

I znów minął rok


   Grudzień to czasochłonny i kasochłonny miesiąc. Jednego i drugiego pod koniec roku ciągle mało. Na domiar złego jeszcze przed świętami się rozchorowałam.
Zeby wszytko jakoś ogarnąć , musiałam sobie zrobić detoks od internetu. Sama się sobie dziwię, że mi się  tak z grubsza biorąc , udało. Nie tykałam laptopa przez ok. 3 tygodnie, jedynie zerknęłam czasami do telefonu. Nie cierpię korzystać z internetu w telefonie, więc i tu mi się udało. No dobra...prawie mi się udało. Tak jakoś , przy okazji służbowego korzystania..., palec niekiedy pobłądził...  Ale, żeby nie było... , zaraz obierałam jedynie słuszny kierunek.
    Przez to wszystko hafty też zostały zaniedbane, ale nadal dostawiam krzyżyków zakochanym elfom. Obrazek miał być wręczony na nowe mieszkanie w okresie świątecznym. Kiedyś tam skończę;   mieszkanie   się już opatrzy, więc będzie coś nowego.
   A dzisiaj wrzucam fotki ubiegłorocznego prezentu gwiazdkowego, którego jeszcze nie pokazywałam, bo mi wcięło gdzieś zdjęcia z etapu haftowania.
Jest to obrazek firmy Permin of Copenhagen pt.  Dzika przyroda (prezent zawierał kanwę, nici DMC -30 kolorów, schemat). Wymiary obrazka 16cmx95cm, powodują, że nie mam fajnego pomysłu na ramkę. Na razie wisi bez ramki i też jest fajnie.
U góry zdjęcia robione w domu, poniżej na zewnątrz.




Obrazek jest długi, więc jest problem ze zdjęciem.


Muszę się też pochwalić,że do gwiazdkowych prezentów  dołożyłam  też mydełka, które zrobiłam ze swoją synową Magdą. Mydełka są zrobione tylko i wyłącznie z tłuszczy roślinnych. Na każdą porcję składa się ok. 8-11 różnych maseł i olejów. Oprócz tego zawierają wyciągi olejowe i wodne z ziół, wosk pszczeli i pyłek pszczeli. Na razie zbieramy bardzo pozytywne recenzje. Takie mydełko jest bardzo delikatne, nie niszczy skóry, a wyciągi z ziół mają właściwości pielęgnujące.

Kostki już pokrojone. Wyraźnie widać kropki pyłku.
Te 3 kostki ważą ogółem ok 2 kg.

   W sobotę po świętach byłam w Warszawie na wystawie  Body Worlds w Pałacu Kultury i Nauki. Ta kontrowersyjna wystawa przedstawia plastynaty ludzkich zwłok.  W naszym życiu pewne są jedynie śmierć i podatki, więc nie powinniśmy udawać, że ich nie ma.
Może tylko dodam, że 4 godziny oglądania wystawy, zastąpiły by pół roku nauki biologii w tym zakresie. A mój palący nałogowo brat, po obejrzeniu płuc palacza, pokitrał do wyjścia z prędkością światła.
Za komentarz niech posłuży cytat z opisu wystawy, z którym się w pełni zgadzam.

"Dzięki innowacyjnej metodzie plastynacji, która została wynaleziona i opatentowana przez dr Gunthera von Hagens, odwiedzający mają możliwość podziwiać wewnętrzne piękno naszego ciała, zajrzeć do najskrytszych zakamarków ludzkiego organizmu. Wystawa ukazuje zwiedzającym jak finezyjne jest nasze ciało, jak jest czułe oraz wrażliwe. Ekspozycja jak żadna inna, zmienia postrzeganie samych siebie. Zwiedzający mają wrażenie poruszania się po trójwymiarowym atlasie anatomii oraz mogą dowiedzieć się, jak skomplikowany, piękny, ale też kruchy jest nasz organizm."



W nadchodzącym roku chcę Wam życzyć dużo zdrowia, radości i miłości.A także wielu twórczych pomysłów i wiary w siebie .

Dziękuję , że zaglądacie  
Jola


piątek, 30 listopada 2018

Uciążliwy świerszcz

     Uciążliwy świerszcz, to niestety nie ten, który schował się "za kominem" i brzęczy. Tego można przegonić szczotką na inną muzyczną scenę.
Haft Clair de Lune , zwany też Zakochane elfy, ma  w swoim  schemacie świerszcza. Jest też w obiegu wzór bez  stworka, ale ja mam  ze stworkiem, co   było dla mnie dodatkowym atutem przy wyborze schematu.
Z zapałem zaczęłam haftować. Na początek powstały dwa grzyby- nuda. Potem elfy i ich skrzydła i trzeba było uważać, bo raz jedną nitką,  innym razem dwiema.
    Aż doszłam do świerszcza. A tam? Cały świerszcz w ćwierć krzyżykach, trzy czwarte krzyżykach i pół krzyżykach.Jedno przy drugim upchane ciasno.
    O ile 3/4 poszło mi gładko, to cały wieczór straciłam nad zastanawianiem się , jak ma wyglądać 1/4 krzyżyka. Obok leżał tablet i telefon z dostępem do internetu. Ale nieee, ja z uporem maniaka (masochisty raczej) ,  usiłowałam dojść sama. Te zakrętasy, wygibasy , motania... W końcu poprosiłam Google o podpowiedź i aż mi wstyd..., że krzyżyka na cztery podzielić nie umiałam.
    Wyposażona w  wiedzę zabrałam się za robalka. Haftowałam go dwa długie wieczory, bo w gąszczu nitek trudno było się połapać gdzie i co.  Z dochodzeniem jak wygląda ćwierć krzyżyk, to razem trzy wieczory.
Oderwanie się od pracy znaczyło długie i mozolne szukanie odpowiedniego miejsca.
O ile na schemacie jest to widoczne, to już na robótce nie jest takie oczywiste.
Boli mnie kręgosłup i ręka, bo z emocji nie śmiałam się poprawić.  Natomiast kuchnię sanepid zamknął by mi natychmiast ,  bez możliwości odwołania, bo zawzięłam się , żeby świerszcza skończyć.
Nie podejrzewałam nigdy siebie o taką wytrwałość.



 Gdy wróciłam do stawiania zwykłych krzyżyków, to odczułam  ulgę, a krzyżyki wydały mi się takie wielkie.     




W ramach relaksu mam sprzątanie domu, a na deser "Państwo teoretyczne" Bartłomieja Sienkiewicza.

Dziękuję za Wasze wszystkie ciepłe słowa.
Jola



środa, 14 listopada 2018

Pech

  Tytuł sam mówi za siebie. Otóż prześladuje mnie pech.  Raczej może peszek, ale jest upierdliwy i aż strach się za coś zabrać, bo może znowu się spieprzyć.
A zacznę od początku.
   Bardzo się cieszyłam,  gdy stałam się posiadaczką aplikacji hafciarskiej Cross Stitch Saga. Mimo, że miałam zaplanowane coś innego , ale skoro nawinął się wzór  Clair de Lune, który baaardzo mi się podobał, więc niezwłocznie zabrałam się za wyszywanie. Gdzieś tam instrukcję poczytałam , ale kto by tracił czas na takie bzdety, tym bardziej, że napisana jest po angielsku i rosyjsku, więc bez tłumacza ani rusz.
   No i  stało się  nieszczęście!   Aplikację chciałam szybko zamknąć bo się spieszyłam, w międzyczasie zadzwonił telefon, okulary były daleko, nacisnęłam jakąś ikonkę ... i ...i wzorek szlag trafił.  Wiedziałam, że w zakamarkach cyfrowej pamięci powinno się to gdzieś uchować, ale... nie, nie tym razem.  Ja, mówiąc językiem klasyka ,jestem cienki Bolek  jeśli chodzi o informatyczne sprawy, ale młode pokolenie ma to w jednym palcu . Ale młode pokolenie też nie dało rady.       Powietrze ze mnie uszło, jak z dziurawego balonika i musiałam wyglądać naprawdę źle, bo młode pokolenie rzuciło się do wyszukiwania wzorów w internecie. Nadrukowali mi jakiegoś niewyraźnego badziewia i jeszcze usiłowali wmówić, że gdyby oni tylko potrafili haftować, to ho, ho, z zamkniętymi oczami. Jednym słowem moje przygnębienie tylko narastało. Nie dosyć, że poszło się gwizdać 30 % haftu, to jeszcze brak jakiegokolwiek  wsparcia i zrozumienia w rodzinie. Gdyby to coś dało, to usiadłabym i popłakała z żalu nad sobą, ale wiem, że to nic nie da, więc ten etap pominęłam.
    Ale są jeszcze nadzwyczaj dobre dusze na tym świecie i tym aniołem okazała się Ania z bloga "w związku...z nitką". Ania przysiadła się do  internetu , znalazła bardzo wyraźny wzór i mi go podesłała. Jeszcze raz Ci serdecznie dziękuję  Aniu, za wyrwanie mnie z ramion hafciarskiej depresji i niewytarcie butów tym zahaftowanym kawałkiem. Papierowa wersja znacznie mnie podtrzymała na duchu ,i jedynie mamrotałam pod nosem , że już nigdy więcej żadnej nowoczesności.




W długi weekend przyjechała moja synowa Milenka, która jest programistką i... wydobyła mi wzór z cyfrowej czeluści. Wróciłam więc znowu do nowoczesności i bardzo ją sobie chwalę.
   Ale to nie koniec pecha. Radość z zakupu aplikacji przysłoniła mi rozum i źle obliczyłam miejsce, w którym powinnam postawić pierwszy krzyżyk. W związku z powyższym jest mało miejsca na tzw. margines, po prawej stronie. Będzie problem , żeby haft ładnie oprawić i muszę to chyba  jakoś doszyć. Tylko jak?
Macie jakiś pomysł?
Wyraźnie widać po prawej stronie, że jest mało materiału.
   W międzyczasie okazało się ,że nr muliny 453,to nie to samo co 435. No to same wiecie, co było potem. Całe szczęście ,  że dosyć szybko się połapałam i zamiast brnąć dalej, dokupiłam odpowiedni kolor.
    Żeby odpocząć od haftowania,postanowiłam  dokończyć szycie  poduszek. Miałam cudny materiał , całe naręcze zamków błyskawicznych, a maszyna stała już ze dwa miesiące w blokach startowych i zawadzała.



I co się okazało? Nie mogę, kuźwa znaleźć suwaków!!!!   Gdzieś wcięło te małe, plastikowe, złośliwe suwadła.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
    Bardzo serdecznie dziękuję w imieniu swoim i Nowożeńców za wszystkie życzenia złożone pod poprzednim postem. Za ciepłe i wzruszające słowa.
I za to , że zaglądacie.
   Wiele z Was pewnie nigdy nie poznam w realu, ale Wasze ciepło i życzliwość potrafią uczynić życie milsze, a świat piękniejszy.
Pozdrawiam  Jola
  

środa, 24 października 2018

Jesienne barwy


   Rzadko kiedy mamy tak piękną jesień, jak w tym roku. Natura prześcigała się w kolorowaniu świata.
(Clair de Lune Moonlight)  Nimue.  I na moim tamborku królowały jesienne barwy, czyli elfy w świetle księżyca.
     Ten wzór podobał mi się zawsze, ale na serio pomyślałam o nim dopiero wtedy , gdy kupiłam  aplikację Cross Stitch Saga i okazał się jedynym dostępnym na szybko  w wersji xsd. Co prawda miałam  też inne schematy, ale akurat w tym momencie były  nie z mojej bajki.
A ja musiałam już, na ten tychmiast!!!!!

Na razie mam tyle.




  Ale kiedy ja mam wyszywać, jak ciągle się coś dzieje.
Tak będzie wyglądał gotowy obrazek.
Wyszywam na lnie Belfast 32 ct, kolor perłowoszary, co dwie nitki , dwiema nitkami muliny DMC.


   
13 października młodszy Młody się żenił . Wesele było ok. 80 km od domu, co już oznaczało dłuższą wyprawę.Przygotowania  zabierały znaczną część czasu, ale rekompensatą było udane wesele . Młody   w prezencie od losu dostał niesamowicie piękną, słoneczną, bezwietrzną pogodę. Sala bankietowa była usytuowana na wysokim wzgórzu w okolicach Łodzi, co pozwoliło w pełni podziwiać uroki jesieni i rozświetlone miasto nocą.

     Korzystając z pięknej pogody i na fali udanych imprez,  pojechałam do Muzeum Włókiennictwa  na wystawę Inspirujemy kolorem.
Nie zamieszczam zdjęć, bo tych dobrej jakości jest sporo na różnych blogach i na stronie DMC.
Uważam, że wszystkie nagrody zostały przyznane bardzo zasłużenie. 
 Dlatego dziewczyny - nie bójcie się wysyłać swoich prac! Nawet jeżeli nie zostaną to nagrodzone prace, to ich  pobyt w świątyni rękodzieła ucieszy oczy oglądających.
   Na wystawie było też trochę haftów , o których bym powiedziała, że są średniej jakości . Ale we wszystkich pracach widać było włożone serce i trud.

   A żeby było ciekawiej , zafundowałam sobie szafę od ściany do ściany, od sufitu do podłogi. Myślałam, że teraz będę miała wszystko w jednym miejscu i aby coś wziąć, to wystarczy drzwi odsunąć... Ale gdzie tam ! Nie mogę się połapać,  gdzie się co znajduje i chyba napiszę sobie jakiś przewodnik, bo na razie szukanie potrzebnych rzeczy zajmuje mi sporo czasu. 

     Przez ten zabiegany okres na waszych blogach byłam , czytałam , ale na komentarze już nie miałam czasu.

Dzięki , że zaglądacie. Pozdrawiam
                                                             Jola

niedziela, 30 września 2018

Candy u Kasi

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivB1evt8x98F50T4h68GVRhHYJe1VkOt1TO5-FFmZTTUS8OTEon_T9uQrQbh9Uczbe-TB7XhpyUkdXYLxRS9jJhnwoLcxqewlqdL1rxvtgN-XR3YTzsZwKl-tqL2EUEsuUQyxPJb1v7lM/s1600/candy+5.jpg
   Kiedy myślę Krzyżykowe szaleństwo, to spodziewam się ujrzeć gustowne prace.
   Pierwszą pracą, którą zobaczyłam było -przegląd (rozłożony na raty) hurtem całego dorobku.
   Zajrzałam po raz pierwszy na Krzyżykowe szaleństwo bo byłam ciekawa, cóż to za osoba się kryje za słowami "zołza".
   Autorka Krzyżykowego szaleństwa jest pasjonatką haftu, mającą swoje zdanie.
Ma artystyczne zdolności i wyczucie smaku.
   Na Krzyżykowym szaleństwie nic bym nie zmieniła. Po co zmieniać coś, co jest dobre.
Co bym chciała dostać? dużo rzeczy mi sie podoba i nie ma tej jedynej.

A okazji Urodzin najszczersze gratulacje i dalszej weny twórczej.

sobota, 22 września 2018

Wrześniowe przyjemności

  I.  Kupiłam!! Kupiłam aplikację Cross Stitch Saga. Po obejrzeniu moja radość spadła lotem pikującym w dół. Bardzo mało jest propozycji w formacie xsd, który można zainstalować, by skorzystać z  aplikacji. Przerobić z pdf  na xsd na razie nie daję rady. Pewnie można,  ale wzory ,  które mi się podobają, maja mieszane kolory i tu czynność się komplikuje.  Na razie nie jest mi to potrzebne , bo muszę rozgryźć to , co  jest możliwe.  Znalazłam w sieci wzór  Nimue Zakochane elfy,  w formacie xsd i sobie testuję.
    Wzór jest śliczny, więc nie czuję się pokrzywdzona i moja radość dość szybko wróciła. Już dla tego jednego haftu opłaci mi się ją mieć, ale myślę, że nie poprzestanę na tym.
   Aplikacja jest świetna, można zaznaczyć wyhaftowane kolory, powiększać schemat , wyświetlić tylko symbole potrzebne w danym momencie. Najbardziej śmieszy  mnie  przedstawienie postępów  w pracy. W każdym dniu jest  wyszczególnione,  ile postawiłam krzyżyków. Zanotowane ściśle , kiedy i ile .No, nie jest to liczba imponująca. Sądzę, że przyszłość haftowania coraz częściej będzie opierała się na tego typu programach.Papierowe wydruki mają się nijak do tego, co mogą aplikacje.


Zdjęcia aplikacji na tablecie , robione telefonem.
II.  Muszę się też pochwalić, że nie samym haftem człowiek żyje i  we wrześniowe weekendy sobie po podróżowałam.
Bardzo mi się podoba stara część Płocka. Wysoko usadowione na Skarpie Wiślanej  majestatycznie  budowle, ze szczątkami królów Polski Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego.
To w tej katedrze leżą nasi królowie
Widok ze Skarpy na Wisłę
Muzeum Mazowieckie z największymi w Polsce zbiorami secesji.







III.   I zajrzałam do Kutna , na odbywające się co roku Święto Róży. Od odmian, kolorów, kształtów, kompozycji , instalacji florystycznych , można było dostać zawrotu głowy. I ta myśl o pięknie natury i  utalentowanych, uzdolnionych ludziach, potrafiących tę naturę wyeksponować.
Jesli chodzi o zdjęcia to trudny wybór. Bo jak zmieścić wystawę zrobioną z rozmachem na kilku zdjęciach?




Bardzo dziękuję za tyle miłych słów, które od Was  dostaję. Są inspirujące , mobilizujące i dodające skrzydeł.  Czy może być coś ważniejszego niż akceptacja dla tego co się robi, od ludzi, którzy się na tym znają???
                                                                                                                 Jola

wtorek, 28 sierpnia 2018

Ptaszek , mydło i powidło

Ptaszek
  Tytuł sam mówi za siebie. Najpierw ptaszek. Wyhafciłam swojego świątecznego ptaszka, chociaż nie mam pomysłu , jak go zagospodaruję. Zabrałam się za niego, bo było w nim sporo  1/4 krzyżyków i 3/4 krzyżyków. Byłam ciekawa, jak to się robi i jak będzie wyglądało po ukończeniu.No i się nie zawiodłam. Hafcik jest mały , a wcinanie się barw pomiędzy siebie nadało mu lekkości i realizmu. Wystarczy popatrzeć na to futerko na czapeczce.
Wzór wzięłam z internetu, Aida 18, muliny DMC i Ariadna, dobierane wg klucza i część "na oko".







Mydło
  Od dłuższego czasu już rozmyślałam nad zrobieniem własnego mydła. Takiego, które nie tylko by myło, ale i było przyjazne dla ciała. Takiego , które by nie niszczyło mojej skóry, bo ręce mam czasami jak skruszony pergamin. Na próbę zrobiłyśmy z Magdą (synową) małą partię. Z oliwy z oliwek, oleju rycynowego , kokosowego i oleju z pestek winogron.. Na razie przechodzi jeszcze okres dojrzewania czyli saponifikacji. A my biegamy do spiżarni trzy razy dziennie i delektujemy oczy swoim dziełem!!!
Czyli  burą masą o niezbyt wytwornym zapachu. 
Już mamy zamówioną  w sklepie internetowym pokaźną partię różnistych olejów, w tym  masło shea, olej jojoba  i sama  nie pamiętam co jeszcze . I będzie się działo!

Moim marzeniem są mydła na bazie produktów pszczelich. Dzieje pasieki w naszej rodzinie sięgają młodości mojego teścia . Przechodziła różne koleje losu , nawet i do całkowitego niebytu. Myślę, że już wkrótce będzie można obchodzić stulecie kieliszkiem miodu pitnego, który  to właśnie  miód leżakuje. Obecnie mój syn przygotowuje się do przejścia w 2019 r. , z pasieki amatorskiej na zawodową. Produkty nasze,więc nie boimy się ich używać pod żadną postacią.


Czarne kropki to jest pyłek pszczeli

Powidła i inne takie tam
    Nie chce mi się , ale robię. Ostatnio jak były takie koszmarne upały, to suszyłam pomidory na słońcu. Potem trochę dogrzałam w piekarniku i hop do oliwy.
No i wiśniówka , do zrobienia której zachęciła Jaskółka z bloga" Własnymi rękoma czyli blog o zmaganiu się z oporną materią". Piszę wyraźnie kto , bo w razie czego , żeby wszyscy wiedzieli , kto będzie odpowiedzialny za mój alkoholizm.Zaglądam wirtualnie do niej często, bo dziewczyna pomysłowa.
A wiśniówka kuusi kolorem .
To tylko część zapasów
Podaj dalej


     Do zabawy "Podaj dalej" zgłosiły się Dusia z bloga "Syndrom kury domowej" i Iza z bloga "Moja enklawa".Zasady są takie, że dziewczyny teraz zobowiązane są do ogłoszenia zabawy na swoich blogach i znalezienia dwóch chętnych osób, dla których przygotują prezenty. Te dwie osoby mają za zadanie znaleźć (...). Na przygotowanie paczuszek jest rok.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję za Wasze odwiedziny i wszystkie ciepłe słówka, które tak dodają motywacji.
Pozdrawiam Jola







niedziela, 19 sierpnia 2018

Oswajanie żab

       Brzydzę się wszystkiego co pełza, skacze i jest oślizłe. Brzydzę się i to jest silniejsze ode mnie. Tak, tak wiem, te stworki są bardzo pożyteczne, małe i krzywdy nie zrobią. Ale ja się brzydzę i już. Na widok ropuchy serce zaczyna przyspieszać, tak jakby  nie chciało mieć nic wspólnego z resztą ciała, bo w tym czasie moje  nogi robią się jak z waty. Mam wrażenie, że gdybym miała fizyczny kontakt z takim  stworem, to serce na własną rękę, nogę, czy jakoś tak, by umknęło jak najdalej od nas.
Ale staram się być dzielna i nie okazywać tym stworom, że się ich boję. O nie!
A one czają się na każdym kroku. W ciemnym i wilgotnym zakątku ogródka, pod liśćmi bergenii,  bywa, że małe ropuszki grzebiuszki włażą mi do domu.
Z kolei zielone rzekotki drzewne skaczą po gałęziach krzewów. Żadne tam myszy, , szczury czy pająki nie powodują u mnie wzrostu ciśnienia. No chyba, że mysz w kuchennej szafce.
        Przyznacie, że to za wiele na moją delikatną konstrukcję.
Dlatego też, postanowiłam trochę bardziej oswoić się ze swoim strachem i wyhaftowałam zakładkę, na której są trzy zielone żaby.
Do pracy wzięłam płótno Murano z zaznaczonymi krateczkami. W niczym mi one nie pomogły, bo i tak krzyżyki musiałam liczyć. Nici to DMC wg opisu, a tych których  nie miałam , dopasowałam sama spośród Ariadny i DMC. Kolorów nie zliczę,  bo brałam prawie wszystko co zielone,a każda żaba ma swoje indywidualne barwy.
Zakładka pojedzie do mojej koleżanki, bo ja płazów mam w okolicy ponad normę.
   





   Dziękuję Wam za odwiedziny i wszystkie ciepłe słówka.

Chciałam przypomnieć , że szukam jeszcze jednej osoby do zabawy Podaj dalej.

wtorek, 31 lipca 2018

Zwolnione tempo

   Upały dają się we znaki i w robótkach. W domu się siedzieć nie chce, bo gorąco. Ja wszystko haftuję pod lampką z lupą, więc mam dogrzewanie dodatkowe.
Jeszcze w maju zaopatrzyłam się w Hobby Studio w tkaniny do haftu. Wydatek dosyć bolał, bo kupiłam na zapas i jeszcze trochę . Ponieważ nie miałam rozeznania jaka tkanina do czego będzie najlepsza, to kupiłam wszystkiego po trochu i testuję. Bo mam pomysły i plany wielkie jak kosmos, tylko z realizacją to już zupełnie do chrzanu.
No i ten cholerny remont...
Ale czasami coś tam powoli działam. Na ten moment haftuję zimowego ptaszka. Robótka nie do końca w moim stylu, ale skusiłam się na nią, ponieważ we wzorze są m.in. ćwierć krzyżyki i trzy czwarte krzyżyka.Musiałam spróbować co to takiego i jak będzie prezentować się praca.
Tkanina to 16 Aida Zwiegart, 16 kolorów. Wiekszość kolorów to mulina DMC, ale niektórych nie miałam w zapasach, więc użyłam Ariadny.


Zimowy ptaszek
















Chciałam jeszcze przypomnieć, że zapisałam sie do zabawy Podaj dalej i czekam na jeszcze jedną osobę, dla której mogłabym przygotować paczuszkę. Do zabawy zgłosiła się już Dusia z bloga Syndrom Kury Domowej.
 Bardzo dziekuję za zaglądanie i wszystkie miłe słówka.